środa, 29 maja 2013

Pewnie nigdy tego nie zrozumiem


...odchodzenie jest takie proste.


Czasami nie rozumiem samej siebie... 
Rozmawiam z Lucyną w cukierni. Jest mi smutno i nie potrafię się skupić na niczym poza jedną myślą. Za kilkanaście minut będzie już po wszystkim. Wiem o tym, jednak to wprawia mnie w jeszcze większy niepokój.
"Będzie, co ma być." - szepcze mi Lucyna do ucha, nim odejdzie w swoją stronę. Uśmiecham się do niej słabo.

Wszystko kiedyś się zmienia. Ludzie odchodzą, znikają z naszego życia nim zdążymy poprosić, aby zostali. My się zmieniamy, tak że stajemy się inni, choć niekoniecznie lepsi. Uśmiechamy się do wspomnień, które minęły i nigdy nie wrócą. Nic nas nie obchodzi, ponieważ trzeba iść przed siebie. Człowiek musi być silny, inaczej zostanie zwalony z nóg i zdeptany przez ludzi, którzy podążają do celu po trupach i nie raczą spojrzeć pod nogi.

Patrzę na człowieka, siedzącego tuż obok mnie na ławce. Widzę jego uśmiech, którego tak nie lubię, ponieważ wyraża niepotrzebną wyższość. Nie rozumiem... Pamiętam tak wiele jego wyrazów twarzy - uśmiech zadowolenia czy szczęścia, zapatrzenie, zamyślenie, troskę, zdziwienie... Jednak tę minę wyższości chciałabym wymazać z pamięci. Przytulam go po raz ostatni, zanim odwróci się na pięcie i odejdzie z mojego życia. Patrzę jeszcze przez chwilę, jak się oddala, po czym idę w przeciwną stronę. Jednak zamiast tego mogłabym usiąść na tej ławce i zacząć machać nogami beztrosko jak dziecko, śmiać się lub płakać, jak nigdy dotąd. To dziwne, ale nie czuję nic...

Już nigdy więcej
Zapewne znane jest Ci to uczucie pustki po odejściu lub stracie kogoś bliskiego. Na myśl przychodzą słowa: "Już nigdy więcej". Jakby one mogły nas uchronić od wszystkiego, co nieprzyjemne. Od każdego człowieka, który może sprawić ból swą obecnością i zniknięciem...

Moje serce rozbite jak kryształowy wazon na miliony kawałków leży na posadzce. Obiecuję sobie, że żadnemu facetowi nie pozwolę go poskładać. Zrobię to sama, aby nikomu nic nie zawdzięczać w tej kwestii. Prawda jest jednak taka, że nie chodzi o sam fakt naprawy, ale o ból, jaki sprawia pustka nawet we wnętrzu serca, które jest w jednym kawałku.

Złożenie tego, niezbędnego do życia, narządu w jedną całość jest łatwiejsze niż się myśli. A jednak wewnętrzna pustka nie wyjaśnia niczego... Ani tego, że jest, ani winy, której być może nawet nie ma, ani ostrego traktowania. Rani ambicję, wiarę w ludzi, paraliżuje i sprawia, że przestaje się ufać komukolwiek. Nie istnieją środki, które mogłyby uśmierzyć lub złagodzić taki ból. Choć może jedyne lekarstwo to czas?

Życie jest jak puzzle. Możemy je poukładać, rozłożyć, rozrzucić po pokoju i złożyć z powrotem w całość pod warunkiem, że żadnej części nie zgubiliśmy. Ludzie, których zapraszamy do naszej codzienności, także wpływają na to, czy znajdziemy wszystkie elementy. To smutne, że istnieją tacy, którzy zrobiliby wszystko, aby nam się nie udało. Potrafią ukryć właściwy kawałek tak, żeby w naszym życiu zawsze czegoś brakowało lub stanowiło niepokojącą kwestię. By układanka była niekompletna...

Jest mi wszystko jedno...
Mogę nienawidzić ludzi za brak odpowiedzialności, brutalność, nieuczciwość czy złe traktowanie. Za to, że po raz kolejny leży w gruzach to, na czym mi zależało. Mogę nie znosić świata za każdą krzywdę, której doznałam. Niepowodzenie lub zawód, jakiego znowu doświadczam. Mogę budzić się każdego dnia z tą myślą, że nienawidzę kogoś, kogo kiedyś ceniłam... Mogę udawać, że nic mnie nie obchodzi, podczas gdy jestem wewnętrznie rozrywana. Codziennie zatruwać sobie życie gniewem wobec osoby, która spowodowała, że znalazłam się w tej sytuacji... Ale po co?

Nie jestem idealna i nigdy nie będę. Nie zamierzam niszczyć sobie życia przez jednego człowieka. Jakie znaczenie ma to, co on myśli? Może żadnego, ale i tak nie potrafię zrozumieć jego postępowania, które świadczy o braku jakiejkolwiek klasy. Tak, w życiu bywa różnie i nikt nie obiecywał nigdy nikomu, że jeśli kogoś pokocha, to zostanie przy nim na zawsze lub okaże się człowiekiem bez wad.

Można udawać przed samym sobą, że codzienność nas nie obchodzi ani trochę, powtarzać to wszystkim w kółko i katować się wewnętrznie pragnieniem, aby było inaczej, ponieważ ten stan jest nie do zniesienia. Podobno obojętność jest najlepszym lekarstwem na zranienia. W pewnych sytuacjach tak, ale nie względem życia. Czasem ten pancerz ochronny broni także przed ludźmi, który chcą ofiarować pomoc. Co wtedy? Zaprzeczamy, że tego nie potrzebujemy, choć w środku wręcz wołamy o to, aby ktoś dostrzegł nasz problem, ponieważ toniemy we własnej złości lub zmartwieniach? Trudno przyznać się do popełnionej gafy przed samym sobą, ale to możliwe, a nawet niezbędne, aby iść wciąż do przodu.

Człowiek "z klasą"?
Co oznacza, że ktoś ma klasę? Jest "z wyższej półki"? A może uważa się za lepszego od innych? Kim jest człowiek z klasą? Czasem mówi się, że ktoś trzyma poziom, ale czy Ty mógłbyś pochwalić się, że zasługujesz na taki tytuł?

Bywają ludzie, którzy rzeczywiście tą klasę posiadają. Nie muszą być wybitnie zdolni, mądrzy, ani bezbłędni, a jednak przerastają innych o głowę. Znam niewiele takich osób... One potrafią zachować twarz w prawie każdej sytuacji. Człowiek nie rodzi się obdarzony tym darem, przecież wszystkiego można się nauczyć. Jednak ludzie wolą ulegać emocjom i palić mosty za sobą niż przyznać się do własnego błędu.

Przede wszystkim człowiek z klasą potrafi przepraszać i nie żywi wobec innych nieuzasadnionej nienawiści. Jest daleki od zemsty, ponieważ ona nie przynosi ulgi, a jedynie rani jeszcze bardziej. Kieruje się prawdziwym sercem, które bije w jego piersi jako oznaka tego, że nie umiera z powodu gniewu.

Tak prosto jest odejść
Odchodzenie przychodzi nam tak naturalnie. Łatwiej jest kogoś unikać niż zmagać się z jego problemami. Tak prosto powiedzieć, że to koniec. Rzucić obojętne spojrzenie na zapłakaną osobę i opuścić jej życie bez żalu. Przecież miłość to tylko chwila, wystarczy pstryknąć palcami, aby zgasić to światło, które daje tyle radości i przyciąga.

Prościej obwiniać wszystkich wokoło niż samego siebie. Łatwiej też nienawidzić niż kochać, gniewać się niż wybaczać, wypominać krzywdy niż zapomnieć o tym, co było złe. Można kogoś zostawić akurat wtedy, gdy najbardziej  potrzebuje czyjeś obecności. Ofiarować kłujące słowa zamiast otuchy, przecież tak wiele w nas złości. Wystarczy zniknąć bez słowa, jak poranna mgła, aby oszczędzić sobie wysiłku lub widoku choć jednej łzy.

Skoro to takie proste, to dlaczego czasem pozostaje niepokój? Bo łatwiej jest odejść niż poradzić sobie z bałaganem, który zostaje w sercu. Ucieczka jest prosta i przychodzi tak naturalnie, jak oddychanie. Tylko cała reszta okazuje się niesamowicie trudna i skomplikowana...

Nienawiść jest jak palenie papierosów - zatruwa życie przede wszystkim tej osobie, która to robi. Ja wolę być wolna od tego i oddychać czystym powietrzem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz